Nie należę do grona tych uprzywilejowanych ludzkich jednostek, które chodzą z dwoma psami, ani nawet do tych pospolitszych, spacerujących z jednym, ale i tak nie narzekam. Bo nie muszę wcale czytać książek Fransa de Waala na przykład (chociaż chcę), żeby dostrzec czarno na białym, że jestem małym puzzlem w wielkim i przebogatym świecie fauny i flory. Nie mam wprawdzie w fizycznym zasięgu ani małp człekokształtnych sensu stricto (oprócz ludzi), ani nawet kapucynek, ale mam na szczęście w obfitości wystarczającej zupełnie i w najbliższym otoczeniu te, które są określane przez swoich własnych badaczy jako „upierzone człowiekowate” i to właśnie z powodu porównywalnej z hominidami inteligencji. Mowa o krukowatych, oczywiście. I idąc o poranku (bez psa/psów) oraz gapiąc się z rozdziawionym dziobem na te ptaki, które bawią się moją uwagą ewidentnie i kombinują niewąsko w tych swoich zaawansowanych mózgownicach, przetwarzających na poziomie zbliżonym, nie mam żadnych wątpliwości, że ewoluowały konwergentnie. Więc nie chodzi tylko o to, że oczytałam się o tej mądrości ptasiej jak bąk, ale również o to, że jest w tym wszystkim także nieco praktyki.
Przy okazji i a propos bąka, o którego wyglądzie miałam, jak się okazało, całkowicie mylne wyobrażenie, aż do wczoraj, kiedy to wsiadłam do tramwaju przed wieczorem, zmulona już trochę po całym dniu, i skierowałam swe kroki bez większych kombinacji do pierwszego wolnego krzesełka, żeby usiąść. Już siadałam prawie, gdy usłyszałam nagle taki tekst: „Proszę tutaj nie siadać, bo tu jest jakieś zwierzę, nie wiadomo, czy do końca martwe...”. Pani to powiedziała z poprzedniego krzesełka, więc zawisłam z jedną stopą w powietrzu, żeby nie wykonać tego zgubnego kroku, przed którym mnie przestrzegła uprzejma i empatyczna współpasażerka. Poszłam za jej wzrokiem i spostrzegłam bez trudu, że na okiennej ramie siedzi trzmiel-gigant-gargamel albo bąk, znieruchomiały wprawdzie, ale też niewykazujący żadnych uszczerbków na ciele typu spłaszczenie/wgniecenie. Wyglądał jak nowy, tylko tyle, że jakiś zastygły w tym przysiadzie. Podziękowałam pani, odzyskując energię, i udałam się czym prędzej w kierunku wręcz przeciwnym w stosunku do "zwierzęcia" tj. na stronę prawą, gdzie również było sporo wolnych miejsc. Następnie sprawdziłam w necie, co tam siedziało w końcu: trzmiel czy bąk? Wyszło na to, że trzmiel bez wątpienia. Bąk jest całkiem do trzmiela niepodobny. Tym sposobem trzmiel drzewny (bombus hypnorum), albo trzmiel łąkowy (bombus pratorum), dołączył do grona, w którym znajdował się już danio pręgowany, a także Piwnik Ponury - towarzystwo, z jakim dziwnym trafem zetknęłam się ostatnio zarówno w teorii, jak i w praktyce. Ale to już całkiem inne historie.
I nawiązując jeszcze do tych obu (teorii i praktyki) - dziś już wiemy, że perspektywa otrzymania kiełbasy uaktywnia w mózgu psa dokładnie ten sam obszar, jaki w mózgu biznesmena pobudza perspektywa otrzymania premii finansowej. A to wszystko dzięki temu, że Gregory Berns, neuronaukowiec, dał radę wykonać funkcjonalny rezonans magnetyczny swoim psom, Callie i Eli’emu. Frans de Waal, który uczestniczył w tych badaniach, pisząc o nich, konkluduje tak:
Choć badania te są jeszcze w zalążku, rysują przed nami perspektywę nieinwazyjnych badań neurologicznych emocji i procesów poznawczych zwierząt. Gdy Eli wysunął się ze skanera i położył głowę na moim kolanie, wydając z siebie głębokie psie westchnienie, sygnalizujące ulgę, że wszystko dobrze się skończyło, czułem się, jak gdybym stał u progu nowej ery.Frans de Waal, Bystre zwierzę. Czy jesteśmy dość mądrzy, aby zrozumieć mądrość zwierząt? Copernicus Center Press, 2016, tłum. Łukasz Lamża
Jest jeszcze inne badanie, z którego wynika, że miłośnicy kotów są inteligentniejsi od miłośników psów. I w zasadzie mniejsza o to, na ile jest to badanie wiarygodne. Rzecz w tym, czy obie grupy są dość inteligentne, żeby nie przenosić tej „ludzkiej” hierarchii na zwierzaki.
**********************************************************
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz