poniedziałek, 12 października 2015

O bęcwałach, ale nie tylko

**********************************************************

„Nie miałem żadnego pojęcia o zewnętrznym świecie – wiedziałem tylko, że jest wojna i stąd się biorą uchodźcy. Jeden z nich nazywał się Normand i wynajmował pokój u pana nazwiskiem Breton. To pierwszy kawał, jaki zapamiętałem”. 
Georges Perec, W albo wspomnienie z dzieciństwa 
To jest wiedza bazowa – jest wojna, są uchodźcy. Stosunek do uchodźców stał się nagle, chcąc nie chcąc, uniwersalnym papierkiem, pokazującym zawartość human w human. I do tego doszło, że mam ochotę wtykać knebel ludzkim jednostkom, zaczynającym wypowiedź poufnym „szczerze mówiąc...”. Zaczynam bać się tego, co oznajmią za chwilę w monstrualnym bezwstydzie. A wstyd jest. 

„On mówi, że jesteśmy rasistowskim narodem!” – krzyczy do telefonu pani z dziecięcym wózkiem, przebijając się przez wycie wiatru. No, jesteśmy. Jesteśmy pustynią, jak powiedziała niedawno ambasadorka Innego w naszym kraju, Olga Tokarczuk, w trybie przypuszczającym co prawda i nadziejnym, że może nie jest z nami aż tak źle. Bo jeśli Inny to woda, wtedy powstaje pytanie: Jak nawodnić pustynię? obrazujące potęgę zagadnienia. Jest od czego zacząć: niech Jakubowe Księgi zastąpią Sienkiewicza w procesie edukacji, czemu nie?

Będąc a m b a s a d o r e m, człowiek się upodabnia, przymuszony kontraktem albo nie, do tego, co akurat z większą lub mniejszą przyjemnością reprezentuje. I tak: Olga Tokarczyk wchodzi w skórę Innego, Szczepan Twardoch w skórę Mercedesa, a Joanna Koroniewska w ciuszki Barbie. To na przykład. Zwykłym śmiertelnikom pozostaje prosta radość, jakiej dostarczyć może tych parę kombinacji o logiczno-hipotetycznym charakterze, dopuszczalnych w tym kontekście – co by było, gdyby Szczepan Twardoch wybrał sobie jednak ambasadorowanie Barbie, a Joanna Koroniewska Innemu? No cóż, w takim wypadku Oldze Tokarczuk bez wątpienia ostałby się ino Mercedes. Tylko kto by wtedy dostał Nike?


**********************************************************

czwartek, 1 października 2015

Kawał historii

**********************************************************

Mówiłaś, że nie czytasz książek o miłości, babcia uśmiecha się chytrze. Bo nie czytam, a co? A to? Babcia wskazuje palcem na wystający z torby, porzuconej przeze mnie w przedpokoju, dowód na moją nędzną hipokryzję: JAK PRZESTAŁEM KOCHAĆ DESIGN, czarno na białym się szczerzy tytuł wydrukowany wielkimi literami na okładce, widoczny gołym okiem, nawet bez użycia okularów. 

Babcia zdenerwowana: coś przytrafiło się złego Sulejmanowi na wojnie, ale nie wie co i czy żyje. Bo zadzwoniła akurat ta moja koleżanka, wiesz która, ta od radia, no i odcinek się skończył, i nic nie wiem. Patrzę do Wikipedii i uspokajam babcię, że Sulejman Wspaniały dożył siedemdziesiątki, nawet z hakiem, a skoro w jej serialu całkiem niedawno przecież zginął pasza Ibrahim, to jesteśmy aktualnie gdzieś około 1536 roku, zaś sułtan historycznie zginął dopiero w 1566, tak że jeszcze ho ho i ho ho, kawał historii przed nami. Babci jednak to nie uspokaja. Dajże spokój, historia historią, a film filmem, mówi do mnie krótko jak do dziecka. 

Ubieramy adidasy. Wychodzimy? Jeszcze torebeczka. Babcia przekłada przez głowę czerwoną kosmetyczkę, którą sobie przerobiła na torbetkę (dorobiła pasek) i teraz chodzi z nią wszędzie, jak Mamusia Muminka. Ma tam wszystko. 

O nie, znowu blok pomazali ci wandale, babcia spogląda z bólem na koślawe kulfony postawione na czyściutkiej ścianie: JUDE GANG. Co za głupki, sekunduję babci z pełnym i autentycznym zaangażowaniem. Ale wiesz chyba dlaczego tak piszą tu akurat? Chyba jednak nie wiem. Bo tu cały Rynek przesiedlili tuż po wojnie, a w Rynku, wiadomo, wszystko przecież było żydowskie. A gołębiom wysypałaś? No to chodź, pójdziemy do kasztanów, popatrzymy sobie jak spadają, odpoczniemy. 

**********************************************************