poniedziałek, 6 stycznia 2014

B l i ź n i to wynalazek dialektyka

**********************************************************

Gdy w dawnych Chinach kobietą targały gniew lub rozpacz, wstępowała na niewysokie podium, specjalnie w tym celu ustawione na ulicy, i dawała upust swojej wściekłości bądź rozżaleniu. 

W dawnych Indiach wierzono, że duch kogoś, kto umarł śmiercią gwałtowną, zwłaszcza jeśli była to kobieta, może porwać lub doprowadzić do obłędu jednego z pozostałych przy życiu członków rodziny. I patrzono z dużą tolerancją na tych, których dotknęło takie zdarzenie, co oznaczało de facto, że większość społeczeństwa mogła bez żadnych obaw eksplikować w razie potrzeby swoje niekonieczne radosne pejzaże wewnętrzne. 

Co robiono w dawnej Europie? Standardowo szykowano w takich przypadkach stos. Co prawda nie od razu. Zaczynano jednak zwykle od egzorcyzmów, które zresztą – jak się okazuje – były wtedy przeprowadzane z chirurgiczną dosłownie precyzją (nie wiem, jak to wygląda teraz). W tekstach średniowiecznych egzorcyzmów można znaleźć detaliczne wyliczenia wszystkich, nawet najmniejszych części ciała, które zły duch powinien grzecznie opuścić. Są to – jak zauważa Cioran - jakieś obłąkańcze traktaty anatomiczne, urzekające swoją precyzją, obfitością szczegółów i nieoczekiwanych momentów. Drobiazgowe zaklęcia: W y j d ź  z  p a z n o k c i! 

I próbuję sobie wyobrazić egzorcystę ponowoczesnego: 
– Z e j d ź  z  p a z n o k c i! – woła do lakieru (albo tipsa), naturalnie w zbożnym celu: żeby nie trzeba było używać zmywacza.


**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz