*********************************************************
- Czy to jest kwestia perspektywy? Czy każdy, kto idzie wzrokiem (starannie, nie omijając żadnego centymetra) za zszarzałą, strzelistą formą surowego, smukłego buka, ma nieodparte poczucie (i platońskie - nie da się ukryć:), że to ruch we właściwym kierunku? - zapytała, jak zwykle naiwnie, komplikując przy tym bezdusznie (poprzez liczne, zawiłe wtrącenia) stosowaną przez siebie na co dzień, już i tak zagmatwaną składnię. - Czy to takie naturalne?
A wie dobrze, że wcale nie każdy. I że tylko w niektórych kręgach (a w zasadzie to krążkach, strużkach, gibających się na paluszkach - wiotkich!) jest to proste i autentyczne. Automatyczne. Normalka. Się rozchodzi o tę wertykalność, o wyżyny, drabinę, dążenie - cały ten transcendentny stuff. Że to takie symbo-deliczne. I "co ma piernik do wiatraka" się tu zupełnie nie stosuje. Nie ma żartów. Więc dlaczego jak głupi do sera - uradowana po uszy? Pyta słodko: czy zostanie jej wybaczone? Że ta nieosiągalność ją cieszy? I że nic na to nie poradzi? Że karłowata perspektywa (własna) wcale jej nie dołuje? Wręcz przeciwnie - uświadamia jej miejsce w hierarchii, która z drabiną bytów nie jest specjalnie spójna? Biegamy po wspólnym lesie (tak), śmiesznie mali w stosunku do drzew (tak). Czasem dopadamy jakiejś polany (tak). I wtedy natychmiast zaczynamy się tam urządzać (niepokoi nas nadmiar przestrzeni) - mnożymy, nagarniamy, znosimy, magazynujemy, piętrzymy i zagracamy (nie!). Wszystko to skrzętnie i doszczętnie. Aż w końcu tracimy orientację (tłok!). Baranki trzymane w pionie (poprzez sztywną obręcz zagrody). Dojrzewająca kiszonka. Papa. Tu się rozłączamy. Ona zamierza trzymać się drzew. Żadnych polan. I w górę będzie sobie patrzeć. Tak!
*********************************************************
Zgrabny zakrętas do czytania z góry na dół, ale tez po przekątnej - gdyby ktoś chciał ;)
OdpowiedzUsuńno to się cieszę, fajnie:)
OdpowiedzUsuń