wtorek, 13 maja 2014

Mi też

**********************************************************

To musiał być duży wysiłek dla Ingi Iwasiów - skonstruować taki Notatnik, nadać mu mocny tytuł, oznajmiający potocznie i wstrząsająco zarazem: „Umarł mi”, zawłaszczający czyjąś śmierć i przez to zawłaszczenie pokazujący najlepiej jej dotkliwość, jakby była naszym zgonem. A więc czyja w końcu jest ta śmierć? Umarł Atlas, no i wszechświat runął, zawaliło się sklepienie wraz z gwiazdami. Wszechświat runął, ale – co najgorsze – okazało się, że nadal trwa. 

Ojciec Ingi Iwasiów umarł nagle. Rozmawiają o tym często obie z matką:

„Nagła śmierć, chociaż może najlepsza dla odchodzącego, wrzuca osieroconych w głęboką studnię żalu, pretensji, niezgody. We wzajemnych pocieszeniach mówimy sobie, że tak jest lepiej. Bez szpitala, aparatury, męki. Mówimy o niezwykłej schludności ojca, który nie zniósłby leżenia na łasce innych. Malujemy scenariusze gorszego odchodzenia, po wylewie, udarze, z częściowo nieczynnym ciałem. Przytaczamy liczne przykłady. Chcemy wiedzieć, że czegoś takiego by nie wytrzymał, jakichś pampersów, odleżyn, karmienia przez rurkę. Ale w głębi duszy godzimy się na każdy zakład z losem, przyjęłybyśmy każde rozwiązanie odsuwające dzień pogrzebu”. 
Inga Iwasiów, Umarł mi. Notatnik żałoby 


**********************************************************

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz