Myślę sobie, że nie jest tak źle, skoro babci się mylą esesmani z esemesami i chichocze, jak sobie przypomni o sąsiedzie, który za okupacji na wieść o tym, że jadą Niemcy, przebrał się błyskawicznie w damskie ciuszki, przekonany, że będą jak zwykle zgarniać mężczyzn, ale przekombinował niestety, bo tym razem, jak się okazało, Niemcy przyjechali po kobiety, które były im pilnie potrzebne do jakichś robót polowych typu wykopki.
A jednocześnie wiem przecież, że ten babciny chichot nie ma żadnego znaczenia w gruncie rzeczy. Bo nawet jeśli to prawda, że wszystkie nasze wspomnienia stają się jak te laski z różnych dziwnych programów o rozrywkowym profilu - z odcinka na odcinek coraz mniej podobne do siebie w punkcie wyjścia, tak zaawansowanej obróbce stylizacyjnej są poddawane w celu jeszcze intensywniejszego wylaszczenia, i mniejsza o wiarygodność, no więc nawet jeśli z pamięcią jest podobnie, to jednak są obszary, których taka manipulacja się nie ima. Gdzie wyobraźnia wymięka, a narzędzia wypadają z rąk. Dlatego babcia może sobie chichotać do rozpuku, aż do pierwszej czkawki przy tych swoich hardkorowych lapsusach, a ja i tak nie wezmę tego za dobrą monetę. Gdyż posiadam pewien zasób wiedzy i z historii, i z literatury.
A ostatnio - gdyż doładowałam zasób ów ciężką jak ołów książką Mała zagłada Anny Janko, o której już wspominałam w trybie teoretycznym, a która okazała się w praktyce rozpisanym na 250 stron tekstu logicznym i detalicznym sądowym przewodem, oskarżającym ludzkość o to, że jako zbiorowość jest pielęgniarzem wojny najtroskliwszym z troskliwych, dzięki któremu wojna zmienia tylko mundury, ma wyjazdowe sesje w różnych krajach i nie umiera nigdy. Jesteśmy jako gatunek mordercami.
Więc nie chodzi tylko o Niemców 1939-1945 i nie tylko o Zamojszczyznę, choć o to głównie. Nie bez powodu autorka przy pisaniu Małej zagłady korzystała zarówno z takich tytułów, jak: Sochy dawniej i dziś oraz Zamojszczyzna. Wysiedlenia i deportacje 1939-1945. Obóz w Zwierzyńcu Władysława Sitkowskiego, ale też z opracowań o szerszym spektrum, takich jak: Wiek ludobójstwa Daniela Jonaha Goldhagena, Ludobójstwo w XX wieku Manusa Midlarsky'ego czy Efekt Lucyfera Philipa Zimbardo, jak również z wielu filmów.
"No tak, ale ulżyjmy na chwilę tym Niemcom. Rosjanie też się dorobili potężnego zbrodniczego archiwum. I Turcy, którzy w 1915 roku doprowadzili do śmierci półtora miliona Ormian, I Chiny Mao Zedonga, i Kambodża Pol Pota – można wskazywać to tu, to tam na krwawej mapie dwudziestego wieku.
Dołóżmy ludzkości en bloc, człowiekowi jako przedstawicielowi gatunku istot morderczych. Widziałam film zrobiony ukrytą kamerą na farmie lisów. Współczesny film, z ostatnich lat. W jednej ze scen pracownicy tej farmy (oprawcy, tu także w sensie dosłownym) z żywego lisa zdejmują skórę. Przez głowę zdejmują, jak sweter z golfem, z żywego lisa. Żywego. To był dwugodzinny film zrobiony w rozmaitych farmach, fermach, ubojniach i rzeźniach w różnych krajach, a ta scena była jedną z mnóstwa podobnych, przekraczających moja wyporność psychiczną. Nigdy nic straszniejszego nie widziałam.
No tak, nie byłam na wojnie. Ale to jest właśnie wojna. Wojna stuletnia, tysiącletnia, jaką człowiek prowadzi z przyrodą, stawiając siebie naprzeciwko, a dokładnie – ponad.”
Anna Janko, Mała zagłada, WL 2014
Strzeżmy się więc samych siebie.
**********************************************************